ABC szkoły językowej lub szkoły angielskiego
Czy szkoła językowa to dobry interes? Nasz kraj pełen jest takich szkół (głównie oczywiście szkół języka angielskiego) i są wśród nich zapewne takie, które są dla swoich właścicieli dobrym biznesem. To głównie wielkie szkoły ogólnopolskie, które posiadają filie w każdym większym mieście. Szkoły w mniejszych miejscowościach, np. szkoła angielskiego w Tczewie, szkoła angielskiego w Malborku, szkoła angielskiego w Sztumie czy szkoła angielskiego w Wejherowie – to trochę inna bajka.
Szkoły języka angielskiego w dużych miastach zarabiają nie tylko na swoich kursantach indywidualnych, ale również na zajęciach dawanych w firmach, przy czym (oczywiście) szczególnie międzynarodowe koncerny bywają klientem miłym dla kieszeni właścicieli każdej szkoły językowej. W niektórych firmach pracownicy uczą się nie tylko języka angielskiego, ale również niemieckiego czy innych języków europejskich – co dodatnio koreluje ze stanem rachunku bankowego szkoły. Niestety szkoła językowa w Wejherowie, tak jak i szkoła językowa w Tczewie, Sztumie czy Malborku jest i zapewne pozostanie pozbawiona zaplecza klientów w postaci ogromnych międzynarodowych koncernów. W Tczewie, Malborku czy Wejherowie trudno o koncerny, które nie szczędziłyby grosza na edukację swojej kadry. Nawet jeśli już któryś koncern założy filię w niewielkim mieście, to przecież raczej nie dlatego, że ceni sobie wykształcenie mieszkańców tego miasteczka, prawda? Nie da się ukryć – wszyscy wiemy jakie czynniki zadecydowały o umiejscowieniu danej filii poza dużą aglomeracją, nadmierne inwestowanie w edukację raczej zepsułoby niż poprawiło miejscowy rynek pracy i dla koncernu wcale nie musi być aż tak opłacalne, jak właściciel szkoły angielskiego chciałby aby było. Nie znaczy to oczywiście, że na nauce angielskiego w mniejszych miejscowościach zarobić się nie da, po prostu trzeba być przygotowanym, że nie będzie to interes życia na którym da się zarobić szybko, jak również na to, że jeśli w ogóle da się zarobić (cokolwiek), świadczyć to będzie dobrze o menadżerze danej szkoły angielskiego i będzie to powód do jego dumy.
Szkoły językowe zlokalizowane w takich miejscowościach jak Tczew, Malbork, Sztum czy Wejherowo są z góry skazane na bycie szkołami językowymi kameralnymi. Kameralne szkoły językowe mają to do siebie że – jak w każdym innym “kameralnym” biznesie o zarobek w nich ciężko. Ponadto szkoły językowe w niedużych miastach i miasteczkach (jak np. wspominane Malbork, Tczew, Sztum i Wejherowo) będą najprawdopodobniej szkołami języka angielskiego (szkołami języka tylko angielskiego) – czasem można z jakąś niemiecką przystawką – bo o chętnych do nauki innych języków jest tam niezwykle trudno. Oczywiście alternatywą dla szkoły języka angielskiego w Tczewie, (ewentualnie szkoły angielskiego w Malborku, w Sztumie czy w Wejherowie) może być założenie dużej szkoły językowej w Gdańsku, Krakowie czy Warszawie, ale to już nie ta sama skala przedsięwzięcia. Co więcej, samo miejsce działalności nie zapewnia od razu sukcesu: ponieważ rynek szkół językowych jest rynkiem bardzo konkurencyjnym, a liczba dużych firm wysyłających pracowników na kursy językowe nawet w Trójmieście, Krakowie i w Warszawie jest ograniczona, uważam, że inwestycja w szkołę językową również w którejś z tych (przykładowych) aglomeracji jest inwestycją ryzykowną. Nie mniej jednak gdyby komuś udało się znaleźć klientów firmowych lub jeśli ktoś dzięki tacie dyrektorowi w dużym koncernie klientów do nauki języka angielskiego ma zapewnionych, nauczanie tego języka może okazać się biznesem interesującym. Ale to, że osoba wysoko postawiona w dużej firmie może ułatwić firmie kooperującej (np. należącej do kogoś z rodziny) sukces w biznesie to nic odkrywczego i dotyczyć może każdej branży.
8 sierpnia, 2012 at 14:30
Moim zdaniem utrzymanie szkoły językowej poza dużym miastem może się nie udać. W artykule pisze się (jako o przykładach) o Malborku i Tczewie, ale zwykle jeśli jakaś szkoła angielskiego prowadzi tam swoje kursy, prowadzi je też w pobliskim Gdańsku.