Dostrzec szansę to podstawa
Festyny i jarmarki postrzega się w Polsce raczej jako męczący element wiejskiego i miejskiego folkloru, który razi swoim obciachem i prowizorycznością.
Z jednej strony tłumy mieszkańców przybyłych w poszukiwaniu darmowej rozrywki, która łaskawie zafundowały im pod byle jakim pretekstem władze danej miejscowości.
Z drugiej strony tłumy drobnych „prywaciarzy” – tych samych, którzy pamiętają jak ze swoją budką stawali w bocznej uliczce podczas pochodu pierwszomajowego i sprzedawali parówki klasie robotniczej świętującej zniszczenie własności prywatnej – którzy za wszelką cenę będą starali się aby piwo, wata cukrowa i grillowane kiełbaski sprawiły, że darmowy festyn wcale nie okaże się dla uczestników taki znowu darmowy.
Cóż są jednak ludzie, którzy tam, gdzie inni widzą tylko obciach i wstyd, potrafią dostrzec szansę na zarobienie porządnych pieniędzy. Oczywiście nie chodzi tutaj o nagłe konkurowanie w sprzedaży piwa, waty cukrowej czy grillowaniu kiełbasek dla podpitych festynowiczów.
Taki interes jest na tyle drobny, że konkurowanie w nim często nie jest po prostu warte wysiłku. Co zatem można zrobić? A no można pokazać mieszkańcom dmuchańce – czyli wszelkiego rodzaju dmuchane zjeżdżalnie dla dzieci, zamki, etc. Frajda ogromna, ludzie chętnie się bawią i płacą… a po kilku latach obecność takiego urządzenia na jarmarku jest wprost obowiązkowa i co najważniejsze… można wymóc jej pojawienie się (a tym samym opłacenie) na samorządzie.
Wszak załatwienie dzieciom darmowej zabawy to nie to samo co rozdawanie ludziom kiełbasek lub piwa, które nie byłoby ani etyczne, ani zbyt tanie. Wtedy pozbawiony konkurencji i zatrudniany od imprezy właściciel dmuchańców nie musi się już nawet martwić o ilość klientów, ale wpierw trzeba było dojrzeć ten potencjał, a to nie każdy potrafi…