Kilka słów o polskim prymusie gospodarczym
O tym, że Polska jest „zieloną wyspą na czerwonym morzu recesji” rząd powtarzał nam przez ostatnie dwa lata z uporem godnym fanatyka, który albo święcie wierzy we własne słowa, albo też – co bardziej prawdopodobne – nasłuchał się Goebbelsa i przyjął za nim, iż „kłamstwo powtarzane wystarczająco długo staję się prawdą”.
Od obecnego roku zaś „zieloną wyspę” zastąpił „prymus wzrostu gospodarczego w całej Unii”. Też ładne, słuchając tego można by uwierzyć, że w zasadzie w Polsce o kryzysie jedynie słyszano, jak słucha się o zwyczajach odległych, zagubionych gdzieś w dżungli plemion. Jednak istnieje pewien detal.
Owszem Polska nie poleciała nagle w dół na łeb na szyję, jak stało się to ze strefą euro, wynikało to – nota bene – z zachowanie przez nasz kraj niezależnej polskiej waluty, czego de la grace de Dieu rząd po prostu zrealizować nie zdołał, mimo że usilnie pragnął. Jednak to, że przypadkiem ocaliliśmy głowy, nie zmienia faktu, że nasza gospodarka jest bardzo mocno z ową nieszczęsną strefą euro złączona.
Spójrzmy na chwilę na giełdę za dobry przykład służyć może tutaj spółka Polcolorit (dekoracje ścienne, kafelki, glazura, etc.). Po koszmarnym kryzysie w szczytowym momencie światowej recesji firma zdołała już odrobić sporo strat i w chwili obecnej jedna jej akcja warta jest 40 groszy (w porównaniu do 13 groszy w najgorszym momencie).
Wydawać by się zatem mogło, że faktycznie wszystko idzie jak powinno, jednak gdy spojrzymy na notowania w okresie znacznie dłuższym to łatwo zauważyć, że po początkowym wzroście z owych wyjściowych trzynastu groszy kurs systematycznie spada. Innymi słowy w momencie kryzysu Polcolorit podobnie jak inne spółki poleciał na łeb na szyję, a następnie został skorygowany, gdyż panika okazała się wyolbrzymiona.
Jednak już po korekcie (owo odbicie się z 13 groszy na 48) kurs zaczął systematycznie spadać. Dlaczego skoro jest u nas tak dobrze i cudownie i ogólnie zielono i wyspiarsko, a nawet można by rzec jesteśmy prymusem? Ano dlatego, że wcale nie jest tak dobrze, kryzys uderzył w nas czy tego chcemy czy nie, a odbiorcy naszych towarów – głównie strefa euro – mają się bardzo źle, w efekcie i u nas robi się coraz gorzej, w końcu nie mamy komu sprzedawać.
W efekcie cały czas, może mało spektakularnie, ale jednak toniemy i niewiele wskazuje, aby cokolwiek miało ten proces zatrzymać, zwłaszcza, gdy w kółko powtarzamy sobie jacy jesteśmy fajni, dobrzy i, no po prostu, prymusi….